Uzbecy cenniejsi niż gaz
Uzbecy cenniejsi niż gaz
Op-Ed / Europe & Central Asia 3 minutes

Uzbecy cenniejsi niż gaz

Uzbekistanem rządzi krwawy reżim. Unia nie może sprzeniewierzać się swoim fundamentalnym wartościom i przymykać oczu na jego niedemokratyczne posunięcia, w zamian za wątpliwe korzyści gospodarcze

W 2002 roku napisałem artykuł dla "Time", którego teraz się wstydzę. Donosiłem z Taszkentu, że kilka małych sukcesów w dziedzinie obrony praw człowieka może zwiastować odwilż w uzbeckim reżimie. O święta naiwności! Wpadłem w pułapkę, którą taszkencki reżim zastawił na łatwowierny Zachód.

Wydarzenia 2002 roku były typową pokazówką. Prominentnemu działaczowi praw człowieka oddano paszport, dwie miejscowe organizacje praw człowieka dostały zgodę na oficjalną rejestrację, a główny działacz opozycji wyszedł z więzienia. Łatwowiernością było brać te decyzje za początek pozytywnej ewolucji. Tych kilka pustych gestów obliczono tak, by zbiegły się z wizytą znanego amerykańskiego senatora w Taszkencie oraz ze spotkaniem Islama Karimowa, prezydenta Uzbekistanu, z George'em Bushem.

Oczywiście nie byłem wtedy jedynym optymistą. Gdy do klasy, gdzie szkoliłem działaczy opozycji i niezależnych dziennikarzy, dotarła wiadomość o uwolnieniu dysydenta, przerwaliśmy zajęcia. Przez chwilę wszyscy dali się ponieść podniecającemu uczuciu nadziei, że wreszcie coś zmienia się na lepsze.

Minęło pięć lat. Dwa lata temu reżim zastrzelił setki nieuzbrojonych protestantów w Andiżanie. Wszyscy Uzbecy z mojej klasy albo się ukrywają, albo są na wygnaniu, albo w więzieniu.

Trudno uwierzyć, że można było aż tak się pomylić co do natury taszkenckiego reżimu. Ale naiwnych nie brakuje. Dziś, niestety, wygląda na to, że Europa dobrowolnie wpada w tę samą pułapkę. Gdy Unia przygotowuje czerwcową prezentację swojej "Strategii wobec Azji Środkowej", Taszkent zastanawia się, co mógłby zaoferować Brukseli jako listek figowy ułatwiający przedstawienie korzystnej dla siebie strategii.

Uzbecki rząd już rozpoczął uwodzicielską grę. 8 maja zwolnił niezależną dziennikarkę i działaczkę Umidę Nijazową, skazaną 1 maja na siedem lat za rzekome przestępstwa polityczne. Wiadomość o jej uwolnieniu została odpowiednio nagłośniona. [W zamian za wolność kobietę zmuszono, by oskarżyła Human Rights Watch o działanie na szkodę Uzbekistanu]. Może zwolni jeszcze któregoś z 15 uwięzionych obrońców praw człowieka albo chociaż kogoś z 7 tys. więźniów politycznych niesłusznie przetrzymywanych w aresztach lub szpitalach psychiatrycznych w całym kraju.

Reżim może też obrać inny kurs i postawić na gry wokół wydawania oficjalnych pozwoleń na rejestrację. Chyba właśnie tak się dzieje. W kwietniu cofnięto akredytację Andrei Berg, szefowej Human Rights Wach w Taszkencie, za rzekome naruszanie prawa. Jednak po interwencji niemieckiej ambasady okazało się, że akredytację można bez przeszkód przedłużyć o kolejne trzy miesiące. A nuż to wystarczy, by Berlin przekonywał swych unijnych partnerów, że taszkencka wiosna wisi w powietrzu. Gorzej jeśli w międzyczasie zmieni się pora roku. Okres ochronny skończy się, jak tylko Unia podejmie decyzję.

Zdaje się, że Bruksela zaczyna pękać. 14 maja unijni ministrowie spraw zagranicznych zgodzili się wykreślić cztery z listy dwunastu nazwisk uzbeckich oficjeli odpowiedzialnych za andiżańską masakrę, którym wcześniej zakazano wstępu do krajów UE.

Źle się stało. Europa musi wiedzieć, że pojedyncze ustępstwa Taszkentu to tylko gesty obliczone na uzyskanie konkretnych rezultatów za granicą. Uzbekistan jest krajem brutalnej politycznej i gospodarczej opresji. I od momentu powstania po rozpadzie ZSRR w 1991 roku nie był niczym więcej. Pod obecnym przywództwem nigdy nie przekształci się w demokrację.

Twardogłowi cynicy twierdzą, że w obliczu takiego nieugiętego reżimu Europa powinna porzucić swoje zasady i zawrzeć układ, który da jej dostęp do uzbeckich źródeł energii. Tyle że nie ma za co sprzedawać duszy - zasoby gazu, który Uzbekistan mógłby eksportować, nie przekraczają 9 miliardów metrów sześciennych. To tylko 11 proc. rocznego zapotrzebowania Niemiec. Uzbekistan nie jest żadną wielką nadzieją dla europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. Co więcej, uzbeckie skarby można dostarczyć do Europy wyłącznie za pomocą kontrolowanych przez rosyjski Gazprom gazociągów. A przecież to właśnie zależność od nich spędza Europejczykom sen z oczu.

Gdy UE kończy opracowywanie swej "Strategii wobec Azji Środkowej", jej państwa członkowskie powinny porzucić próby zreformowania niereformowalnego i rozważyć, czy warto poświęcać najcenniejsze wartości europejskie dla wątpliwych gospodarczych korzyści. Należałoby się raczej zastanowić, jak reagować w razie destabilizacji całego regionu. Dojdzie do tego, jeśli Uzbekistan, najludniejsze państwo Azji Środkowej, zacznie się chwiać w posadach i runie po nieuniknionej gwałtownej reakcji na ciągłe przykręcanie śruby przez władzę.

Unia najlepiej pomoże Uzbekom, wyraźnie stając po ich stronie, a nie po stronie uciskającego ich reżimu. W praktyce oznacza to utrzymanie zakazu podróży do krajów UE dla pozostałych na liście ośmiu oficjeli odpowiedzialnych za andiżańską masakrę i wstrzymanie eksportu broni do Uzbekistanu. Tak by Europa nie przyłożyła ręki do kolejnej krwawej rozprawy z jego obywatelami.

Ponieważ Stany Zjednoczone nigdy nawet nie rozważały wprowadzenia podobnych sankcji, Europa ciągle mogłaby słusznie się chwalić, że jest międzynarodowym liderem w sprawach Uzbekistanu. Taką ciężko zarobioną wiarygodność żal byłoby stracić w zamian za puste gesty.

Subscribe to Crisis Group’s Email Updates

Receive the best source of conflict analysis right in your inbox.